z konia, wziął go za uzdę i zanurzył się w gęstwinie.
Śledzenie jeńca przychodziło mu nadspodziewanie łatwo, gdyż ścieżkę, pomimo nawet zapadających ciemności wyczuwał dokładnie pod nogami. Widocznie było to miejsce dość uczęszczane i rodzaj dróżki leśnej do ludzkiego siedliska.
Piotruś zapuszczając się coraz głębiej, postanowił dla bezpieczeństwa rozstać się z koniem, który mógł zdradzić jego obecność niespodziewanem rżeniem. Zboczył więc na stronę i upatrzywszy właściwe miejsce, uwiązał swego rumaka, sam zaś skierował się znowu na dróżkę i coraz ostrożniej posuwał się naprzód.
Szedł tak coraz dalej, i coraz gęstsze ciemności otaczały go dookoła. Już na nic mu nie mogły pomóc jego bystre oczy, polegał więc jedynie na instynkcie i na wrażeniu nóg, które szukały bezwiednie ścieżki. Nagle zdało mu się, że zdala dostrzega mżące światło...
Tak! nie myliły go oczy. W miarę posuwania się światło stawało się coraz wyraźniejsze i poczęło zawisać na pniach i liściach, zdobiąc je w złotą aureolę.
Strona:PL Bogdanowicz Edmund - Sępie gniazdo.djvu/088
Ta strona została uwierzytelniona.