Toż on mnie prawie uczył po łacinie!... „Vulgaris“, „Campestris“, „Silvestris“... Ja już jestem taki uczony teraz jak on... Ha ha, ha!...
Zaśmieli się wszyscy, a Piotruś spostrzegł nawet uśmiech przelotny na twarzy jeńca.
— Opowiedz nam jak to było? — zapytał Juarez.
— A no tak — rozpoczął Maxtla — Don Carlo, sławny bankier, najął mnie na zwykłego peona, lecz ja, widząc zamiłowanie don Ferdynanda do rozmaitych gadów, płazów, robaków i t. d. zacząłem mu je znosić i tem wkrótce pozyskałem jego łaski. Stopniowo zacząłem młodego pana zachęcać do wycieczki w llanosy, opowiadając mu cuda o rozmaitych motylach i chrząszczach, które mógłby zdobyć do swoich zbiorów. Ze starym było trochę biedy, bo nie chciał puścić jedynaka, ale zapewniałem go, że niema żadnego niebezpieczeństwa i że ja odpowiadam za całość jego syna...
— Doskonałe poręczenie! — wybuchnął śmiechem Juarez.
Strona:PL Bogdanowicz Edmund - Sępie gniazdo.djvu/093
Ta strona została uwierzytelniona.