zieloną, kaszkiet, pas skórzany i pistolety w olstrzach. Gdyby Piotruś znał bliżej życie krajów kulturalnych, byłby poznał listonosza, będącego jednocześnie wysłańcem pocztowym, obsługującym rozmaite haciendy i folwarki w llanosach.
Jakkolwiek jednak nie wiedział tego, twarz poczciwa Hiszpana i ubiór jego trochę żołnierski, natchnęły go o tyle zaufaniem, że wysunął się z za krzaka i postanowił zapytać się o drogę.
Kiedy się zrównali, chłopiec uchylił kapelusza i spytał:
— Senor, czy daleko jeszcze do Bogoty?
Listonosz obrzucił go badawczem wejrzeniem i odrzekł:
— Do Bogoty?... Będzie dobrych siedem gleguas (mniej więcej półtorej mili). Za trzy godziny tam będziesz... Masz prostą i utartą drogę, ale ja! — tu westchnął ciężko.[1] — tłukę się po stepie: najpierw hacienda Rosario, potem Alcantara... Za dwa dni nie załatwię.
Chciał już ruszyć koniem, lecz się nagle zatrzymał.
- ↑ Błąd w druku; zamiast kropki winien być przecinek.