młodzieńca może dwudziestoletniego, drugi, silnie opalony, z twarzą poczciwą, był nieco starszym z wieku Indjaninem.
Kiedy obaj jeźdźcy znaleźli się w wąwozie, koń młodego Hiszpana chrapnął i rzucił się w bok, tak, że aż młodzieniec zachwiał się w siodle.
— Inglezie, co się stało? — zawołał Hiszpan, klepiąc konia po gładkiej szyi. — Czego się boisz? Nie wiedziałem żeś taki strachliwy.
Ale koń nie przestawał strzyc uszami, a i muł peona począł się w sposób widoczny niepokoić.
— Coś tu musi być, senor! — odezwał się peon — zwierzęta nigdy się darmo nie strachają.
— A więc zobacz, Chica — odezwał się Hiszpan — ale petytilso miej napogotowiu.
Peon skręcił w bok, zaledwie jednak zrobił kilka kroków, gdy zawołał z przerażeniem:
— Santa Maria! tu leży zabity.
— Kto? — spytał młodzieniec.
— Nie wiem. Zdaje się, że indio, choć... dalibóg nie wiem.
Strona:PL Bogdanowicz Edmund - Sępie gniazdo.djvu/105
Ta strona została uwierzytelniona.