Strona:PL Bogdanowicz Edmund - Sępie gniazdo.djvu/108

Ta strona została uwierzytelniona.

z wodą w sakwie podróżnej i wołał zdaleka:
— Aqua fresca! (woda świeża), — jak nawołują w dnie upalne roznosiciele wody w miastach hiszpańskich.
— Dawaj prędzej! prędzej! — naglił don Basilio.
Za chwilę obmyto ranę Piotrusia (czytelnicy domyślają się bowiem, że był to on właśnie) i zrobiono mu świeży kompres na głowę.
Piotruś odetchnął pełną piersią i zwrócił wdzięczne spojrzenie w kierunku młodego Hiszpana.
— Senor! — rzekł słabym głosem — ocaliłeś mi życie. Czem ci biedny odsłużę?
— Nie masz potrzeby niczem odsługiwać, boć to przecież obowiązek każdego ratować bliźniego w nieszczęściu. Ale jeśli możesz mówić, objaśnij nas, co się stało.
— Nie wiem, senor. Wracałem z llanosów, gdy ktoś zarzucił mi lasso na szyję, a potem straciłem przytomność.
— Widocznie chciano cię ograbić.
— Jak widzę, tak. Nie mam już ani konia, nie widzę poncha i mojego węzełka.