— Ślicznie mówisz, senor posadero — mruknął pod wąsem — ale ja tu przyjechałem nie na twoje kwaśne wino, ani po obrok dla „Łysego“. Ale do rzeczy. Jestem don Matteo, mayordomo del dr. Mański.
Posadero uchylił czapeczki włóczkowej i spytał jeszcze uprzejmiej:
— Co Excellenza rozkaże?
— Nie jestem żadna „Excellenza“, tylko prosty sługa mojego pana, a przyjechałem zapytać, czy nie zgłaszał się tutaj chłopiec, zowiący się Pedro i nie pytał o dra Mańskiego.
Posadero okazał zdziwioną minę i odrzekł:
— Nie senor, nikt nie pytał, ani się nie zgłaszał... A byłbym spamiętał! Bo, chociaż nie znam doctissime doctor Mański, ale zawsze taka osoba...
Jeździec nie słuchał dalej. Szarpnął niecierpliwie konia i ruszył ulicą, ginąc za jej zakrętami, zanim posadero skończył długą orację na cześć nieznanego sobie doktora Mańskiego.
Jadąc dalej, don Matteo, w którym poznajemy Mateusza, mruczał sobie pod nosem:
Strona:PL Bogdanowicz Edmund - Sępie gniazdo.djvu/115
Ta strona została uwierzytelniona.