— Aha, pan Mateusz wraca do miasta, bo widocznie nic nie znalazł... Szkoda, że pan Mateusz nie zabrał z sobą Chodzika.
Mayordomo tak był zdumiony tem niespodziewanem zjawieniem się chłopca, i tem spełnieniem się swych życzeń, że zapomniawszy o zwykłej powadze, krzyknął:
— Bóg mi cię zesłał, chłopcze! — Skąd się tu wziąłeś!
— Skąd się miałem wziąć? Z domu. Załatwiłem, co mi było polecone i ruszyłem na spotkanie pana Mateusza. Powiem nawet, że mnie pani Bartosiowa w sukurs panu Mateuszowi wysłała. „Ruszajno, powiada, bo sobie stary nie da rady“.
— No, no, obejdzie się bez opieki Bartosiowej — obruszył się Mateusz.
Wysłuchawszy jednak tego krótkiego raportu swego przygodnego adjutanta, opowiedział mu spotkanie w stepie i zwierzył się z podejrzeniami.
Chodzik wysłuchał uważnie i nagle ożywił się cały.
— Tego Maxtlę oddawna podejrzewałem — rzekł. — Zresztą nie podoba mi
Strona:PL Bogdanowicz Edmund - Sępie gniazdo.djvu/130
Ta strona została uwierzytelniona.