— Bądź spokojny, mój przyjacielu. Excellenza przyjmie. Powiedz, że ktoś przywiózł wieści od don Fernanda.
— O, jeżeli tak, dam natychmiast znać mayordomowi.
I peon pobiegł w kierunku głównego budynku.
Senor Tejada (on to był właśnie) uśmiechnął się z zadowoleniem, zeszedł z konia i skrupulatnie obejrzał pistolety.
— Trzeba się mieć na baczności — mruczał sobie. — Ten stary łotr do wszystkiego jest zdolny. Kiedy jeszcze był w Brazylji i nazywał się Karl Schultze, kolonia jego, w której narówni uprawiał lichwę, jak i rolnictwo, nosiła miano „Karlsruh“ („Wytchnienie Karola“), wszyscy jednak Niemcy nazwali ją „Habichtsnest“ a Polacy „Sępie gniazdo“... i mieli rację! Herr Schultze rwał i szarpał swoją zdobycz, jak sęp prawdziwy. Tylko, że teraz trafił na kondora Juana... Ha-ha-ha, trafił swój na swego...
Zaśmiał się cicho, i począł porządkować odzież, gdyż właśnie ukazał się na schodach ganku peon i wołał:
— Excellenza prosi do siebie.
Strona:PL Bogdanowicz Edmund - Sępie gniazdo.djvu/144
Ta strona została uwierzytelniona.