— Więc pragniesz zobaczyć się z don Carlosem — zagaił don Basilio, aby opanować chwilowe wzruszenie. — To mogę uczynić z łatwością. Don Carlos jest bankierem mojego stryja, a don Fernanda, jego syna, znam dobrze. Ale czy jesteś dość silny, aby wyjść?
— O, co do tego, to niema obawy — zapewnił Piotruś. — Po wczorajszym odpoczynku czuję się doskonale. A rzecz to pilna i nie cierpiąca zwłoki. Już i tak wyrzucam sobie, że się mimowoli spóźniłem.
— Skoro tak, to nie traćmy czasu — rzekł Hiszpan. — Ubierz się jako tako i chodźmy.
Za chwilę obaj młodzieńcy dążyli do pałacu don Carlosa.
W pałacu peoni powitali z należnym szacunkiem siostrzeńca bogatego haciendera, ale przepraszali go, że don Carlos ma obecnie naradę z doktorem i przyjąć nie może.
Piotruś począł się niepokoić.
— Ja jednak muszę zobaczyć don Carlosa — nalegał. — Mam wiadomości od syna...
Strona:PL Bogdanowicz Edmund - Sępie gniazdo.djvu/153
Ta strona została uwierzytelniona.