Doktór obejrzał się, chcąc wskazać don Carlosa, lecz bankiera nie było już na progu.
Gdy spostrzegł Piotrusia, zatrząsł się cały i począł się cofać, jak przed widmem. Z ust jego wyrwał się przytłumiony okrzyk „Matusik“, a potem biegł szept pełen przerażenia.
— Kara Boża!... Kara Boża!...
Cofnął się w głąb gabinetu i opadł na fotel przed biurkiem.
Doktór wytłumaczył sobie inaczej zniknięcie bankiera. Zastał go osłabionego, wzruszonego i stroskanego o los syna. Naradzali się nad środkami najpewniejszego ocalenia don Fernanda i teraz łatwo było zrozumieć, że wobec sceny dla niego obojętnej, cofnął się dyskretnie do swego pokoju. Więc niestropiony wprowadził Piotrusia do gabinetu i rzekł:
— Pozwól panie bankierze, że ci przedstawię dzielnego chłopca, który ocalił mi życie. Ma do ciebie jakiś interes. Zechciej go łaskawie wysłuchać.
Don Carlos blady i drżący skinął głową.
Strona:PL Bogdanowicz Edmund - Sępie gniazdo.djvu/156
Ta strona została uwierzytelniona.