— Ja też nie chcę być peonem, tylko towarzyszem.
— Ho! ho! — mruknął zdziwiony Juarez. — A skąd ty jesteś?
— Mówiłem: z llanosów, a właściwie z gór. Jestem montanero, Aymar.
— Możeś ty szpieg?
— Szpiegiem nie jestem, chociaż zdaje mi się i Aymarem nie jestem. Byłem porwany w dzieciństwie.
Juarez się zerwał.
— Byłeś porwany, powiadasz? Wychowywałeś się u Kuaruny?
— Tak się zwał jeden z naszych wodzów.
Juarez zamyślił się głęboko, poczem odezwał się nagle:
— Wiesz chłopcze? Gdybym wierzył w Opatrzność, mógłbym sądzić, że ona cię tu przysłała w tej chwili dla spełnienia kary Bożej. Czy ty wiesz, że syn tego, który cię porwał, znajduje się w moich rękach? Ja znam twoją historję, Pedro, i kiedyś ci ją opowiem. Tak ty nie jesteś Aymarem, jak don Carlos i jego Fernando Hiszpanami. Zgoda, zostań naszym towarzyszem, boś zaznał, co to nienawiść.
Strona:PL Bogdanowicz Edmund - Sępie gniazdo.djvu/165
Ta strona została uwierzytelniona.