Ta strona została uwierzytelniona.
— Ten sam, który cię tu już raz uspokajał. Przynoszę ci ratunek... Nie czas jednak na objaśnienia. Czyś senor gotów do drogi?
— Tak jest — wyjąkał zdumiony młodzieniec.
— A więc skieruj się ostrożnie w ten gąszcz i idź prosto. Tam napotkasz przewodnika, który cię dalej poprowadzi. O mnie bądź spokojny.
Don Fernando z radosnem uczuciem, nie pytając o więcej, zagłębił się w las, a Piotruś (on to był bowiem owym Indjaninem) dwukrotnie zagwizdał jak makolągwa leśna, i również po chwili zagłębił się w gęstwinie.
Pogrom bandytów.
Zaledwie don Fernando uszedł kilka kroków w gęstwinie, gdy dłoń jakaś chwyciła go za ramię, a głos cichy wyszepta:
— Senor, śmiało za mną. Przyjaciele nas czekają.