więc zrobić tutaj zasadzkę. Będzie to stanowczo lepiej, niż obława na siedlisko bandytów, niewątpliwie dobrze strzeżone.
— I ja tak sądzę — wmieszał się młody Vasquez. — Bandyci, zajęci pogonią i sami napadający.[1] nie spostrzegą, gdy ich zaatakujemy. Co jednak będzie, jeśli Pedro i José nie powrócą?
— Wtedy — oświadczył dr. Mański — będziemy mogli powrócić do pierwotnego planu, a zasadzka nic nam nie pokrzyżuje. Czy tu zaczekamy, czy w krzakach — toć wszystko jedno.
Po tem postanowieniu zarządzono, aby peoni i vaquerosi poukrywali swoje konie i sami przypadli w gęstwinie, trzej zaś ich przewódcy uczynili to samo.
Wróćmy jednak do naszych zbiegów.
Nie zdążyli jeszcze oprzytomnieć z bolesnego zawodu, gdy z gąszczy wysypali się bandyci i w powietrzu zaświstały lassa.
Nie spadły jednak na trzech młodzieńców, przytulonych do siebie, gdyż z przeciwnej strony wynurzyły się równie potężne ramiona vaquerosów, i bandyci,
- ↑ Błąd w druku; zamiast kropki winien być przecinek.