— Pożałujesz jej jeszcze! — odezwał się głos zduszony — pożałujesz serdecznie... To mówi ci Juarez, który więcej wie o twoim czcigodnym papie, niż przypuszczasz...
Don Fernando zbladł i rzucił się naprzód:
— Milcz! — zawołał,[1] — Zakazuję ci wspominać nawet imienia mojego ojca!
— Zwolna, zwolna, panie naturalisto, czy bankierze, bo niewiadomo jeszcze, do czego cię skłonność przeciągnie. Milczeć teraz będę, bo mówić nie pora, ale nic nie stracisz, gdy się później dowiesz. A dowiesz się rzeczy ciekawych i nie wiem, czy tak gorąco będziesz dziękował swemu zbawcy... Ha! ha! ha! zabawna historja z tem ocaleniem przez wychowańca Aymarów...
Don Fernando zaciskał zęby, obecni zaś słuchali zdziwieni niezrozumiałych słów bandyty.
— I was, senory, zapraszam także — mówił dalej bandyta, spostrzegłszy powszechne zdziwienie — możecie być także świadkami mojego spotkania z don Carlosem.
- ↑ Błąd w druku; zamiast przecinka winna być kropka lub następny wyraz (Zakazuję) małą literą.