nieszczęście z Juarezem. Posługiwałem się nim w różnych sprawach i raz podsunął mi on myśl pozbycia się Matusika. Miał go, jak mówił, oddać na wychowanie... Za moją zgodą porwał go i uwiózł w góry. Mówił później, że go oddał Aymarom... Zapłaciłem go sowicie, ale był niezadowolony... Ssał mnie jak pijawka, aż gdy mu odmówiłem dalszych wypłat, poprzysiągł zemstę... Jak wiecie porwał mi syna, a ocalił go — Piotruś Matusik!...
— Więc to on! — pierwszy odezwał się Mateusz. — Bartosiowa oszaleje z radości!
— Domyślałem się tego — szepnął dr. Mański i w milczeniu przyciągnął do siebie chłopca, który, zrozumiawszy całą prawdę, łkał teraz cicho, i powtarzał:
— Ojcze!... Matko!... więc was już nie zobaczę!
Chodzik patrzał szeroko otwartemi oczyma i mruczał:
— To dopiero!... Widocznie pani Bartosiowa tylko na mnie warząchwi pró-
Strona:PL Bogdanowicz Edmund - Sępie gniazdo.djvu/181
Ta strona została uwierzytelniona.