Doktór zawołał zaraz od progu:
— Nie pozostajemy tutaj ani chwili dłużej. Pakujemy się i przenosimy do oberży pod „Zwycięskim torreadorem“[1].
— A to co nowego? — zaprotestował głos Bartosiowej. — Jakto zaraz? Alboż to ja zdołam spakować wszystko na zawołanie!... Tyle gratów... Do jutra nie spakuję.
— Trudno! — trzeba... — oświadczył stanowczo doktór. — Wreszcie niechby jutro, byle nie później.
— Trzeba — trzeba... — przedrzeźniała Bartosiowa. — Mnie się tam odrazu nie podobał ten cały pałac don Carlosa, ale też nie trzeba było tutaj stawać... Co się jednak stało?
Doktór Mański, nie odpowiadając na to pytanie, wysunął Piotrusia i rzekł krótko:
— Przedstawiam Bartosiowej „znajdę“...
— Aha, to ten „morus“, dla którego znów tyle zmarnowaliśmy czasu. Ale poczciwy chłopak, kiedy uratował doktora w górach.
- ↑ Błąd w druku; powinno być – „Pod zwycięskim torreadorem“.