Strona:PL Bogdanowicz Edmund - Sępie gniazdo.djvu/186

Ta strona została uwierzytelniona.

I zbliżała się, aby pogłaskać chłopca po głowie. W drodze jednak stanęła i poczęła się bacznie przyglądać stojącemu z twarzą smutną Piotrusiowi.
— Dziw! — szepnęła — dziw!... Mateusz się śmieje, Mateusz mnie nazywa warjatką, a mnie się zdaje, mnie się coś tak strasznie zdaje...
— Co ma się zdawać — ozwał się nagle głos Mateusza — dyć to sam Piotruś Matusik!...
Bartosiowa zadygotała, zachwiała się, jakby upaść chciała, lecz wyprężyła się i, jak pantera, rzuciła się ku chłopcu.
— Jezus Marja!... Gadaj mi zaraz, ktoś ty?...
— Ojcze!... Matko!... Sierota!... — wyszeptały usta chłopca po polsku.
Bartosiowa chwyciła go w ramiona.
— Sierota! Sierota! — krzyknęła. -— Biedna Matusikowa nie doczekała... Ale nie! Nie będziesz sierotą. Będę ci i matką i ojcem, będę ci wszystkiem. Wychowałam już królewicza, wyhołubię i ciebie, gołąbku, na książątko. Moje ty skarby najmilsze!...