I tuliła chłopca, który się garnął ku temu nieznanemu macierzyńskiemu uściskowi.
Doktór opowiedział jej całą historję w krótkości.
— Pójdę, oczy wydrapię temu zbójcy, temu rozbójnikowi don Carlosowi! — groziła Bartosiowa.
Doktór uspokajał dobrą kobiecinę, zapewniając, że sprawę już sam załatwi i Piotrusiowi dalszej krzywdy uczynić nie pozwoli.
Bartosiowa wzdychała jeszcze, rozpamiętując los swoich dalekich krewniaków i coraz miłośniej spoglądała ku Piotrusiowi.
— Chociem niby stara ciotka i zdaniem Mateusza do niczego — rzekła — mieć będę jednak dwóch synów: Piotrusia jednego, a tego pokrakę Chodzika drugiego.
— A warząchwią brać już nie będę? — pytał komicznie skrzywiony Chodzik.
— Uczyć się obaj będziecie — zawyrokował poważnie dr. Mański — jesteście
Strona:PL Bogdanowicz Edmund - Sępie gniazdo.djvu/189
Ta strona została uwierzytelniona.