Strona:PL Bogusławski - Cud czyli Krakowiacy i Górale.djvu/18

Ta strona została przepisana.

Podchlebiam sobie wejcie, ze mi Baśkę dacie,
Basia mnie bardzo kocha, i ja ja wzajemnie.

Dorota.

Baśki ci się zachciało zdrajco, a śmies ze mnie
Takie zecy wbrew bajać, toćbym miała
Patsyć jakby się Baśka do cię umizgała?

Stach.

A więc tes, kiedy inna wybierę za zonę,
Więcej mnie nie ujzycie, bo w daleką stronę
Pseniesę się, to i tak wam nic nie pomoze.

Dorota (na stronie.)

Prawda i to.

(Głośno.)

Słuchajze, toć jesce być moze,
Zebym ci Baśkę dała, ale mi obiecać
Musis, ze mi pozwolis sobie się zalecać,
Wsak ja młoda i zwawa.

Stach.

Nie, Pani Bartkowa,
Niech nas Pan Bóg od takiej pokusy zachowa,
Nie słysycies to jak nas ksiądz o to strofuje?

Dorota.

O ba, niech sobie tam ksiądz zdrowiuchno zartuje,
Pamiętam ja, jak do mnie kopercaki palił,
Kiedym wej chusty prała, mało mnie nie zwalił
W Wisłę, a zem go chciała kijonką psemiezyć;
Nie ze wsyćkiem to pono tseba księdzu wiezyć.

Stach.

Ale się ludzie gorsą i śmieją się s tego.