Na niej, jak na upchanej nicością pościółce,
Głowę do snu utrwalę na dowód pogardy
Dla tych zgręzów pogańskich! Sen będę miał twardy!
I przez sen będę chwalił bezmiar Twej wszechmocy —
Śnij mi się, Boże wielki, śnij mi się tej nocy!
Z głębi mroku — z najdalszych zmierzchów grobowca — wyłaniają się nagle dwie nieokreślone w swych zarysach postaci, które w miarę zbliżania się do śpiącego określają się coraz wyraźniej i pośpieszniej w swych kształtach. To — Amazarak i Azaradel. Obydwaj przyglądają się św. Makaremu.
Śpi.
I myśli, że właśnie sam Bóg mu się marzy
A śni mu się — nic z Boga — coś z człeka — twarz twarzy,
Złuda do powszedniego dla śpiących użytku, —
Bóg prawdziwy dla świata jest przedmiotem zbytku.
Nogi przed się wyciągnął — dość krępe w budowie.
Nicość ma za podnóżek, trupa — za wezgłowie.
I co to za karczemny do trupa stosunek!
Chrapać na zmarłej piersi, co śni pocałunek!