I znów mówię: Gdy zazdrość w pustce mię zaskoczy,
Śnię o innej... Nikt nie wie, czem jest jej pieszczota.
Ma wszystkich zmarłych dziewcząt niezbadane oczy.
Suknia jej — prosto z bajki, — cała brzmi od złota!
Jedziem w modrej karocy. Usta ku mnie chyli.
Tłum wyśnionych cudaków w zachwyceniu czeka
Na pierwszy pocałunek... Ona jeszcze zwleka,
A ja ciebie wśród tłumu postrzegam w tej chwili.
Stoisz — chora i w łachman odziana żebraczy.
Widzisz mnie. Ja umyślnie wzrok utkwiłem w niebie.
I starzejesz się z bólu i brzydniesz z rozpaczy,
I nikt już, nikt nie zdoła dziś pokochać ciebie!
Więc biegnę z nagłym krzykiem, chwytam cię w ramiona,
I płacz piersi schorzałej pieszczotami tłumię!
Umierasz, a ja szepcę: „Wiedziałem, że skona!“ —
Wszak rozumiesz? Nieprawdaż?
Dziewczyna rozumie.