ALCABON
Był na świecie Alcabon. Był, napewno był!
O brzóz przyszłość wiódł z mgłami walki nieustanne.
Próżnię życia na karku dźwigał z całych sił!
— „Tere-fere!” — tak śpiewał,
Gdy się śmierci spodziewał.
Aż pokochał osiadłą na strychu Kurjannę.
Dur go pchał wzwyż po schodach. Dur, napewno dur!
We łbie miał złote mroczki i srebrne zamiecie,
Gdy, wspinając się ku niej, dawał baczny zór
Na czar, co się po cichu
Tak utrwalał na strychu,
Jakby miejsca zabrakło gdzieindziej na świecie.
W drzwi uderzył oburącz. W drzwi, napewno w drzwi!
Ktokolwiek w drzwi kołacze — niech wejdzie i kocha!
Kurjanna, jak Kurjanna... Śni raczej, niż drwi...
Na barłogu — od środka
Patrzy duża i słodka, —
Lgnie do niej ufna ciału koszula — ciasnocha.
Znój mu wargi przynaglił. Znój, napewno znój!
Szedł do niej po ciemnościach, jak wicher po łanie!
Kto ma oczy — niech widzi! Był ich cały trój:
Strona:PL Bolesław Leśmian-Napój cienisty.djvu/085
Ta strona została uwierzytelniona.