POZORZANIE
Zanim dzień nastał, żeśmy w świat przybyli,
My — ród Pozorzan, nieśmiertelny ród, —
Żył niegdyś człowiek, twór jakiejś tam chwili,
Ten cudów nie znał, ale wierzył w cud.
Szał jego tęsknot wyczarował z mroku
Nasz byt, od zgonu wolny i od łez, —
A to się stało w tym roku... w tym roku,
Kiedy istnienie zatraciło kres.
On śnił w przestrzeni i wszystko mu było
Dalekie, pełne bezdroży i dróg, —
Rozpaczał w czasie, co z taką łkań siłą
Mijał, aż minął wysnuty zeń Bóg.
My poza czasem i poza przestrzenią
Trwamy, spełnieni od stóp aż do głów.
Czem dla nas człowiek, co z leśną zielenią
Zamienił ledwo kilka mylnych słów?
Czemuż on dotąd tak czujnie nam śni się,
Jakgdyby tryumf błogosławił nasz?
Czemu nam w twarzy odmiennych zarysie
Tkwi coś, co jego przypomina twarz?