Strona:PL Bolesław Leśmian-Napój cienisty.djvu/129

Ta strona została uwierzytelniona.

NIEDZIELA


Za miastem na odludziu — rozpacz i Niedziela!
Puste niebo zaledwo ziemi się udziela.

Dwoje nędzarzy bladych z miłości i strachu
Szuka w rowie przytułku dla pieszczot bez dachu.

On jej piersi, zużytym śmiałkujące czarem,
Ogarnia skrzętnej dłoni przymilnym sucharem.

A ona w zmierzchach rowu źrenicami dnieje,
Oddając, zamiast cnoty, — mus i beznadzieję.

Niedołężni od żądzy, śmieszni od pośpiechu
Uzręczniali się gnuśnie do żwawego grzechu.

Do jej włosów wargami wpełzał, jak do krzaka,
Raz tylko czułe słówko szepnął na bosaka.

I ona, nim wylgnęła z rąk uboczem ciała,
Raz się tylko do niego mgłą przycałowała.

Trudno im, w twardem łożu głodne żarząc brzuchy,
Ciułać steranych pieszczot poniszczone puchy!