Strona:PL Bolesław Leśmian-Napój cienisty.djvu/131

Ta strona została uwierzytelniona.

MAGDA


Czub chałupy aż dymi zachodu purpurą!
Świat się wsnuł w nieskończoność niewiadomo którą,
Bo już kilka spłonęło w niwecz raz po razie...
Ostatniej, co w obłoków utkwiła oazie,
Złociście nieobecnieć dano w mżach oddali.
Ziemia ku niej pasmami w ogrodach się pali.
Kot przebiega w kurz drogę, dłużąc się przyziemnie,
Łeb odwraca i tyłem w drzew cofa się ciemnie,
Płosząc kurę, co, w ciepłym zadrzemana puchu,
Zrywa się, dziobie ziemię i znów tkwi bez ruchu.
Cisza duma nad bliską dnia w mroku utratą.
Cień z wierzby na opłotek sfrunął muchowato,
Siadł na sęku i w trawę, spragnioną ochłody,
Ścieka, jak mętna kropla parującej wody.
Ćma mignęła... Wiatr powiał... Piach zbłyskał się plewą...
Komar w beczce zadzwonił... Zaskrzypiało drzewo...
Zorza z mgłą się spłynęła, a z wiecznością — lato.
Warto teraz na Magdę popatrzeć dziobatą,
Jak na czele swych czworga małomównych chłopiąt
Siedzi w progu chałupy i milczy samopiąt...