Strona:PL Bolesław Leśmian-Napój cienisty.djvu/151

Ta strona została uwierzytelniona.

SPOJRZYSTOŚĆ


Rozełkanych rusałek nagłe sto tysięcy
Wypłynęło na księżyc, by istnieć wniej[1] więcej.

Wodo, wodo — gdzie jesteś? Tu jestem, gdzie płynę!
Pogłaskały powierzchnię, miłując głębinę.

Ile ciał — tyle smutków... A woda spojrzysta,
By zobaczyć je do cna — ze świateł korzysta.

Bada światłem, a sprawdza umówionym cieniem,
Falując aż do brzegu podwodnem spojrzeniem.

Ale to — nie spojrzenie! To raczej — spojrzystość,
Co nie może tam dotrzeć, gdzie łka rzeczywistość.

Ślepem srebrem zaledwo spojrzyścieje w światy.
Srebru śni się, że szumi i polewa kwiaty.

Woda roi, że mgły się za ręce w blask wiodą,
Lecz ciał zlękłych nie widzi. Co począć z tą wodą?

Okna twoje — otwarte. Sny oczu nie strzegą,
A ty na mnie nie patrzysz. Dlaczego, dlaczego?



  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – mniej.