Strona:PL Bolesław Leśmian-Przygody Sindbada żeglarza 018.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Nie - było jednem z tych słów, które wuj wymawiał całkowicie. Po stracie rękopisów, wuj Tarabuk stał się tak obojętny na wszelkie sprawy, że nie wzruszyła go wcale wiadomość o mojej podróży.
Rzuciłem mu się na szyję i zacząłem go ściskać i całować.
»Wuju! - zawołałem. - Żegnam cię na długo i życzę, abyś powyławiał z morza wszystkie swoje rękopisy!«
Wuj Tarabuk ucałował mię w czoło i rzekł głosem złamanym:
»Weso...«
Miało to znaczyć: wesołej podróży!
Poczem wuj Tarabuk wyszedł, a po chwili zobaczyłem przez okno, jak kroczył w stronę morza, potrząsając wędą.
Tegoż dnia wyjechałem konno z Bagdadu do Balsory, Balsora bowiem jest miastem portowem i okręty z portu balsorskiego odpływają we wszystkie strony świata.
W Balsorze wsiadłem na okręt, który płynął w kraje dalekie i nieznane. Stanąłem na pokładzie okrętu i patrzyłem, jak ląd się ode mnie oddala i jak powoli znika mi z oczu. Wiał wiatr przychylny. Wzdęte żagle połyskiwały na słońcu. Morze błękitniało i zieleniało. Mewy z krzykiem unosiły się nad żaglami, wzlatywały nad powierzchnią wody i muskały tę powierzchnię białemi skrzydłami.
Gdy ląd zniknął mi z oczu, uczułem wokół bezmiar i nieskończoność.
Nade mną - niebo, pode mną - morze, przede mną - dal nieznana i niezbadana.
Wyjąłem z kieszeni list Djabła Morskiego, aby ten list czarowny raz jeszcze odczytać. Czytałem go, upajając się każdem słowem, i tak przytem wymachiwałem rękami, że kapitan okrętu zbliżył się do mnie i zapytał:
»Co czytasz, mój przyjacielu, że tak dziwacznie przytem wymachujesz rękami?«
»List Djabła Morskiego« - odrzekłem ze szczerością i prostotą.
»Co? - spytał znowu zdziwiony kapitan. - Zdaje mi się, żem nie dosłyszał twej odpowiedzi?«
»List Djabła Morskiego« - powtórzyłem głośniej z jeszcze większą szczerością i z jeszcze większą prostotą.