Strona:PL Bolesław Leśmian-Przygody Sindbada żeglarza 022.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Dreszcz przeszył mię od stóp do głowy. Czułem, że blednę i z przerażeniem spojrzałem w głębinę morską, która z porady starego marynarza mogła za chwilę stać się moim grobem. Z biciem serca jąłem nasłuchiwać odpowiedzi kapitana, od której życie moje zawisło.
Kapitan zmarszczył brwi, zamyślił się głęboko i milczał. Milczał tak długo, że milczenie jego stawało się dla mnie tak samo groźne, jak Cisza Morska dla okrętu. Im dłużej milczał, tem większy niepokój mię ogarniał. Zataiłem dech, natężyłem słuch - i czekałem. Zdawało mi się, że na czas jego milczenia przestałem istnieć.
Wreszcie kapitan rzekł po długim namyśle i po jeszcze dłuższem milczeniu:
»Nie masz słuszności, mój stary i wierny marynarzu. Młodzieniec ten nie jest ani złym człowiekiem, ani przebiegłym czarnoksiężnikiem na usługach Djabła Morskiego. Otrzymał ów list przypadkowo, a ponieważ list był do niego adresowany, więc odebrał go i zachował przy sobie, nie domyślając się nawet niebezpiecznych wpływów tego listu. Wyraz twarzy tego młodzieńca, jego zachowanie się, dźwięk głosu, a przedewszystkiem szczerość i prostota - aż nadto świadczą o jego szlachetności. Nietylko nie wrzucę go do morza, lecz zabraniam całej załodze urażać go lub czynić mu cokolwiek złego«.
Odpowiedź kapitana przywróciła mi spokój. Odetchnąłem swobodniej. Byłem uradowany. Przeklinałem w duchu Djabła Morskiego, który przysyłką tego listu naraził mię na samym wstępie podróży na nieprzychylność marynarzy i na możliwość utonięcia w głębinie morskiej z ich porady i z ich zlecenia. Gdyby nie rozum i dobroć kapitana, wrzuconoby mnie niechybnie do morza. Miał słuszność stary marynarz, że za przyczyną listu djabelskiego czyhają na mnie niebezpieczeństwa i przygody.
Uspokojony odpowiedzią kapitana, usunąłem się znów na koniec okrętu i spojrzałem na morze. Cisza Morska wzrastała, olbrzymiała, napełniając powietrze coraz większa martwotą. Okręt płynął jeszcze, ale coraz zwalniał biegu.
Nagle usłyszałem gromadny i radosny krzyk marynarzy: »Wyspa! Wyspa!«
Spojrzałem przed siebie i rzeczywiście zobaczyłem wpobliżu zieleniejącą na powierzchni morza małą wysepkę.