Strona:PL Bolesław Leśmian-Przygody Sindbada żeglarza 056.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

w morzu i korzystam ze sposobności, aby go dzisiaj zwrócić tobie«.
»Precz z tym listem! - zawołałem. - Nie potom go falom morskim oddał, aby go znowu przyjąć zpowrotem! Nie chcę tego listu! Brzydzę się tym listem! Protestuję przeciw temu listowi!«
»Nadaremne twe okrzyki! - odrzekł Djabeł Morski. - Poniechaj wszelkich wysiłków i sprzeciwień. Znieruchomię cię moim wzrokiem i wsunę list zpowrotem do kieszeni«.
I Djabeł Morski utkwił we mnie swe straszliwe ślepie. Czułem, że pod wpływem jego przenikliwych, nieodpartych spojrzeń tracę zwolna siły i nieruchomieję. Nadaremnie starałem się poruszyć ręką, nogą, głową... Znieruchomiały mi ręce, znieruchomiały nogi i znieruchomiała głowa. Wówczas Djabeł Morski, zauważywszy zapewne, iż stopień mego znieruchomienia jest dość wysoki, zbliżył się do mnie z przeklętym listem w pysku i wsunął mi list do kieszeni, poczem szepnął:
»Zbudź się - zbudź się - zbudź!«
Zbudziłem się nagle i dotknąłem ręką kieszeni, chcąc zbadać, czy śniłem tylko, czy też rzeczywiście byłem igraszką Djabła Morskiego. Niestety - list zaszeleścił w kieszeni. Przerażony, wyciągnąłem go zowąd szybko i przekonałem się, że jest to ten sam list, który mi przyniósł tyle nieszczęść podczas pierwszej mojej podróży.
Bojąc się, ażeby kapitan i marynarze nie ujrzeli w mym ręku przeklętego listu, włożyłem go zpowrotem do kieszeni. Zaledwiem to uczynił, niebo zachmurzyło się, błyskawica fioletowym zygzakiem zarysowała się na ołowiu chmur, rozległ się grzmot daleki i okręt nasz zakołysał się nerwowo na wzburzonych falach. Byłem pewien, że przyczyną burzy jest obecność na okręcie listu Djabła Morskiego. Nie myliłem się, gdyż takiej burzy nikt chyba jeszcze nie widział. Niebo i morze tak pociemniały, iż robiły wrażenie dwóch bezdennych otchłani, w których miotała się i ryczała sama ciemność, przemieszana z wichrem. Ludzie na pokładzie stali bez ruchu, nie wiedząc, co czynić. Nawzajem się nie widzieli, nawzajem nie słyszeli swych głosów.
Trudno było w tej ciemności wyróżnić kapitana. Zapewne wydawał jakieś rozkazy w celu ratowania okrętu, lecz - niestety - nikt tych rozkazów nie słyszał wśród ryku burzy i poświstu wichury. Olbrzymie fale wpadały na okręt, zatapiając ludzi i znosząc niektórych z pokładu. Wreszcie usłyszałem głuchy trzask łamiących się masztów i uczułem,