Strona:PL Bolesław Leśmian-Przygody Sindbada żeglarza 069.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

czystych diamentów. Nie znoszę innego jadła, a Rok dostarcza mi właściwie codzień mej ulubionej potrawy. Dlatego też pokochałam Roka, lecz czuję, że odtąd będę darzyła miłością ciebie, gdyż twoje diamenty są o wiele większe i smaczniejsze, niż te, które mi Rok przynosi. Diamenty Roka mają częstokroć smak kwaskowaty, niedojrzały, a raz nawet przyniósł mi kilka, które miały lekką goryczkę, jak ulęgałki, twoje zaś są słodkie, jak winogrona!«
Królewna ziewnęła z widocznem ożywieniem i dodała:
»Teraz mogę ci odsłonić moje imię. Nazywam się - Najdroższa. Imię moje ma tę właściwość, że zbytnio spoufala z moją osobą mężczyzn, którym je powierzę. To też zachowuję je starannie w tajemnicy i powierzam tylko - wybranym. Zkolei oznajmij swoje imię, nieznany młodzieńcze«.
»Nazywam się Sindbad - zawołałem. - Już czuję na sobie osobliwe działanie twego imienia. Od chwili, gdy stało mi się wiadome, mam nieodparte wrażenie, iż znam cię już od dawien dawna, o, Najdroższa moja! Nie do przebrzydłego Skrzydlaka, jeno do mnie powinnaś należeć. Porzuć raz na zawsze tę dziuplę! Uchodź stąd wraz ze mną! Będę cię karmił najsłodszemi diamentami, o, Najdroższa moja!«.
»Jakiż jest twój zawód? - rzekła Najdroższa, ziewając pytająco. - Czy jesteś jubilerem?«
»Nie! - odpowiedziałem - jestem podróżnikiem«.
»Będziesz miał sposobność nieustannego dostarczania mi diamentów? - spytała znowu Najdroższa, ziewając powątpiewająco.
»Nigdy ci ich nie zabraknie! Znam dobrze Kotlinę Diamentową, dokąd i Rok udaje się na swe połowy z tą jeno różnicą, że podczas, gdy ja czynię wybór sumienny, on zadowala się diamentami, które traf do skrzydeł mu przysklepi«.
»A więc idę za tobą!« - zawołała Najdroższa, ziewając radośnie i zeskakując z otomany.
Wybiegliśmy szybko z oświetlonej różowo komnaty i, przebywszy zpowrotem korytarz, przedostaliśmy się do gniazda, w którem pisklęta wciąż jeszcze pożerały sarnę. Z gniazda wysunęliśmy się nazewnątrz i po olbrzymich sękach i gałęziach dębu zeszliśmy na ziemię.
»Czy na prawo, Sindbadzie, do lasów, czy na lewo - na pustynię?«
»Na prawo, Najdroższa, do lasów, bo nienawidzę pustyni!«