Strona:PL Bolesław Leśmian-Przygody Sindbada żeglarza 073.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

»Co mówisz, Najdroższa?« - zawołałem zrozpaczony.
»Mówię, co mówię! Myślę, co myślę! Postanawiam, co postanawiam - odparła Najdroższa, ziewając niecierpliwie. - Znudziło mię wszystko - i ty - i kapitan - i nieustanna kradzież brylantów - i okręt - i ten twój Bagdad, którego jeszcze nie widziałam«.
W tej chwili właśnie ujrzałem nad naszym okrętem olbrzymiego Roka.
Ważył się w powietrzu, rzucając skrzydłami cień na całe morze.
»Skrzydlaku mój, cudowny, dziki, nieokrzesany skrzydlaku! - zawołała królewna. - Zbliż się do mnie, podaj mi grzbiet, abym cię mogła dosiąść! Unieś mię zpowrotem do swojej dziupli!«
»Słyszę twój głos, lecz nie widzę ciebie! - odpowiedział Rok. - A raczej widzę cię na tamtym brzegu morza, skąd głos twój nie mógłby chyba do mnie dolecieć!«
»Jestem tu - na pokładzie okrętu! Ścigają mnie za kradzież brylantów. Zbliż się do pokładu i podaj mi grzbiet«.
Zbliżył się Rok do pokładu, podał królewnie swój grzbiet i oboje po chwili znikli w niebiosach. Tymczasem rozpacz kupca perskiego była tak wielka, że stracił mowę i znieruchomiał całkowicie.
Rozumiał jednak mowę innych. To też zbliżyłem się doń i obiecałem uroczyście, że po powrocie do Bagdadu zwrócę stracone diamenty w tej samej ilości. To go uspokoiło i przyszedł do siebie.
Nazajutrz, po wyzdrowieniu kupca perskiego, okręt nasz przybił do brzegów Balsory. Co tchu udałem się konno z Balsory do Bagdadu w towarzystwie kupca perskiego, który swego rumaka objuczył opróżnionym kufrem.