Strona:PL Bolesław Leśmian-Przygody Sindbada żeglarza 083.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

nie ten list, do brzechwy przytwierdzony, pisał i własnoręcznie go adresował na imię tego podróżnika, który jest takim znakomitym strzelcem, że sama strzała powraca do niego, jak pies wierny do swego pana!«
Zgiełk i ruch uczynił się na pokładzie. Jedni szemrali - inni mruczeli złowrogo pod wąsem - inni jeszcze - wygrażali mi pięściami.
Kapitan spojrzał na mnie surowo i rzekł głosem poważnym, a zgoła nieprzychylnym:
»Nie wiemy, jakie węzły pokrewieństwa czy też powinowactwa łączą ciebie z Djabłem Morskim, podejrzany cudzoziemcze. To jedno wiemy, iż obecność na okręcie listu Djabła Morskiego wróży nam klęskę. Musimy więc w ten lub w inny sposób pozbyć się i ciebie i owego listu. List rozkazujemy ci natychmiast wrzucić do morza. Ciebie zaś wysadzimy na pierwszym lądzie, zanim to jednak nastąpi odmawiamy ci wszelkich pokarmów, ponieważ według naszych obyczajów - niewolno nam bezkarnie dzielić się swem pożywieniem z djabłami lub z ich najdalszymi nawet krewniakami«.
Milcząc, wrzuciłem list Djabła Morskiego do odmętu fal. List skurczył się, rozwiał się w pianę i zniknął. Wiedziałem zgóry, że wszelkie moje tłumaczenia trafią na ogólną niewiarę. Wolałem więc milczeć. Usunąłem się na przeciwległy kraniec pokładu i - osamotniony - wyczekiwałem mężnie dalszych wypadków.
Tymczasem niebo zachmurzyło się nagle i szalony wicher jął hulać po morzu. Oczy moje nigdy nie widziały takiej burzy. Zdaje mi się, iż była to burza zaklęta - zrodzona pod piekielnym wpływem djabelskiego listu. Wicher złamał nam żagle i ster. Okręt bezsilny i bezradny płynął tam, kędy go gnała nieprzewidziana wola opętanej wichury.
Kapitan - zachowując zimną krew - stał na przedzie okrętu i poglądał przez lunetę wdal, która się zasnuwała coraz czarniejszemi chmurami. Nagle luneta zadrżała mu w ręku, a twarz jego powlekła się śmiertelną bladością.
»Baczność! - zawołał głosem, pełnym rozpaczy. - Widzę zdala czarną plamę, która jest napewno - Górą Magnetyczną!«
Ta sama śmiertelna bladość powlekła natychmiast oblicza wszystkich marynarzy. Nie rozumiałem narazie, ale przekonałem się wkrótce, czem grozi okrętowi najmniejsze zbliżenie się do Góry Magnetycznej. Góra owa ma szatańską własność przyciągania wszelkich przedmio-