Strona:PL Bolesław Leśmian-Przygody Sindbada żeglarza 088.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

bardziej tak, że wkrótce mogłem dokładnie rozróżnić ich twarze. Zdziwiony byłem rozmaitością tych skrzydlatych postaci, charakterystycznym wyrazem ich twarzy oraz ich ubiorami. Każda z nich trzymała w ręku lub pod pachą jakiś tobołek lub zawiniątko. Przyjrzawszy się uważniej, domyśliłem się, iż jest to skrzydlaty rój srebrnych krawczyków, srebrnych szewczyków i wielu innych srebrnych wyrobników przeróżnych przedmiotów zbytku i przepychu. Każdy z nich, krążąc wokół mnie w blasku księżycowym, rozwijał swój srebrny tobołek lub zawiniątko i, ukazując przedziwne wyroby swego kunsztu, zalecał mi swój towar.
Zrozumiałem, iż zgodnie z pragnieniem płomiennej Serminy, powinienem przywdziać strój odpowiedni, aby w tym stroju ukazać się jej oczom. Wybrałem tedy na chybił-trafił niezbędne przedmioty i natychmiast skrzydlaty krawczyk ubrał mię w strój królewski, skrzydlaty szewczyk wzuł mi na nogi złociste buty, skrzydlaty pielęgniacz wąsów podkręcił mi wąsy tak, iż sterczały równo i chwacko, jak u chrabąszcza, skrzydlaty pielęgniacz brody rozczesał mi brodę, a potem jakiś skrzydlaty właściciel wonności skropił mię i namaścił wonnościami. Tkwiąc na brzegu wyspy, świetniałem, złociłem się i pachniałem w nieskończoność, która jarzyła się w mych oczach rozwiewnem światłem księżyca.
»Czyś zadowolony ze swego stroju, ze swoich butów i z wonności?« - zawołał rój skrzydlatych istot.
»Jestem najzupełniej zadowolony - odrzekłem, głaskając dłonią swe jedwabne ubranie. - Chciałbym teraz znaleźć się tam, gdzie przebywa płomienna Sermina. Nie wiem jednak, jak to uczynić? Po pierwsze - nie znam miejsca jej pobytu, powtóre zaś - nie mam ani ludzi, ani konia, ani żadnego wogóle sposobu wydostania się z tej wyspy«.
Zaledwom domówił tych słów, zjawił się przede mną rydwan ognisty, zaprzężony w cztery ogniste rumaki. Wsiadłem do rydwanu i po chwili rumaki ogniste uniosły mię w powietrze. Słyszałem jeno szum ognistych kół i parskanie ognistych rumaków, którym ze ślepi i z nozdrzy sypały się nieustanne skry. Zdawało mi się, że ogarnął mię jakiś pożar zaklęty, w którym za chwilę spłonę na popiół. Nie spłonąłem wszakże. Przeciwnie - ogień, z którego utkany był rydwan oraz czwórka rumaków, - wywiewał z siebie łagodną a pełną różanej woni ochłodę.