Strona:PL Bolesław Leśmian-Przygody Sindbada żeglarza 097.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

ściem! I oto - w jednej chwili - znikła na zawsze, spaliła się, rozwiała się w nicość. Cóż mi zostało? Urna, napełniona popiołem.
Na trzeci dzień mej tułaczki po lądzie dotarłem do brzegu i ujrzałem zdala okręt. Jąłem wołać z całych sił, aby mię posłyszano. Głos mój doleciał do uszu załogi, gdyż po chwili stwierdziłem, że okręt skierował swój bieg ku wybrzeżu. W pół godziny potem okręt zbliżył się do wybrzeża. Na zapytanie moje, dokąd płynie, kapitan odpowiedział, iż płynie do Balsory.
»Jest to właśnie miasto, do którego chcę powrócić! - zawołałem radośnie. - Mieszkam bowiem w Bagdadzie. Chyba mi nie odmówicie miejsca na okręcie«.
»Chętnie cię weźmiemy na pokład - odrzekł kapitan. - Czy masz jakie pakunki?«
»Nie mam nic, prócz tej urny, napełnionej popiołem. Jestem zmęczony i zgłodniały. Podczas podróży opowiem wam moje przygody. Tymczasem dajcie mi jakikolwiek posiłek«.
Wprowadzono mię do sali jadalnej i dano posiłek. Okręt, kołysząc się na falach, płynął w stronę Balsory, a kapitan i załoga cała wyczekiwali z ciekawością mego opowiadania. Posiliwszy się, opowiedziałem wszystko, co mi się zdarzyło.
Byli niezmiernie zdziwieni i oczarowani memi przygodami. Wicher sprzyjał nam nieustannie. Przez cały czas podróży nie zaznaliśmy żadnych klęsk, ani przygód. Płynęliśmy kilka miesięcy zgórą - i wreszcie po kilku miesiącach żeglugi okręt nasz zarzucił kotwicę w porcie balsorskim. Pożegnałem kapitana i całą załogę i pośpiesznie udałem się do Bagdadu.