Strona:PL Bolesław Leśmian-Przygody Sindbada żeglarza 107.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

dokonanych podróżach, on zaś zwierzał mi się ze swoich marzeń i zamiarów podróżniczych. Wykazywał przytem niezwykłą znajomość morza. Umiał nieomylnie przepowiadać pogodę i niepogodę. Znał rodzaje wszelkich ryb, bytujących w morzu. Pewnego razu wyznał mi nawet, iż kocha morze stokroć więcej, niźli grunt stały, i że woli pijać słoną wodę morską, niż przaśną wodę rzeczną, tembardziej, że ta ostatnia sprawia mu bóle żołądkowe. Kto inny na mojem miejscu domyśliłby się, z kim ma do czynienia. Było jasne, iż domniemany młodzieniec jest poprostu Djabłem Morskim. Tylko dzięki mojej bezprzykładnej łatwowierności mogłem tak zaufać jego zapewnieniom. Łatwowierność moja została wkrótce ukarana.
Młodzieniec pewnego razu zaczął namawiać mię do podróży wspólnej:
»Będę ci w podróży pomocny - rzekł z zapałem. - W razie niebezpieczeństwa osłonię cię własną moją piersią. Jestem bowiem silny i odważny. Łatwiej we dwóch dać sobie radę w podróży. Umiem pływać, jak ryba. Znam morze na wylot, jak ryba. Burzę morską wyczuwam nieomylnie, jak ryba. Jestem zwinny, jak ryba. Wobec niebezpieczeństw potrafię zachować zimną krew, jak ryba. Słowem będziesz miał we mnie wiernego i dzielnego towarzysza. Wyruszymy wprost do krajów nieznanych. Czekają nas cuda i dziwy, o których oddawna śnię i marzę nadaremnie. Byłbym szczęśliwy, gdybyś nie odkładał dnia podróży, lecz zgodził się odjechać zaraz - niezwłocznie - natychmiast. Wyobrażam sobie, ile królewien zaklętych spotkamy po drodze! Ilu czarnoksiężników zwyciężymy! Czeka nas taka sława, jakiej nikt jeszcze dotąd nie zdobył. Nie warto zwlekać, nie warto się spóźniać do cudów! Kto późno przychodzi - ten sam sobie szkodzi. Dziś - za godzinę pojedziemy konno do Balsory, a nazajutrz zrana odbijemy od brzegów. Im prędzej - tem lepiej. Marzeniem mojem od dawien dawna była podróż wspólna z tobą, o słynny, o niezwyciężony, o wielki Sindbadzie!«.
Było coś osobliwego i pociągającego w głosie młodzieńca, coś, co zniewoliło mię do natychmiastowej niemal zgody. Trudno mi nawet określić dokładnie, czemu nie mogłem się oprzeć jego namowom. Pomimo, iż obracał ku mnie nieustannie swój pysk djabelski, łagodny dźwięk jego aksamitnego głosu przesłaniał mi szczelnie całą ohydę i potworność tego pyska. Nie tylko przesłaniał, lecz nadawał temu pyskowi jakowyś czar i urok niepokonany. Wsłuchany w melodyjne