Strona:PL Bolesław Leśmian-Przygody Sindbada żeglarza 118.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

uczynił. Domysły moje sprawdziły się niebawem. Kapitan - pierwszy, a po nim kolejno wszyscy marynarze nabrali dziwnych, obłędnych, nieprzytomnych wyrazów twarzy. A był to obłęd dziwny i nieprzytomność osobliwa, zaczęli bowiem mówić rzeczy tak niespodziane, że włosy dęba stanęły mi na głowie! Oto ni mniej, ni więcej, ale z wielkim znawstwem i amatorstwem jęli doradzać rozmaite przyprawy i sposoby smażenia, najbardziej odpowiadające gatunkowi ich ciał. Zauważyłem z przerażeniem, iż karły nasłuchują uważnie tego, co mówią owi nieprzytomni. Widocznie świadome były naszego języka, chociaż udawały, że nic nie rozumieją.
Kapitan, macając swe pulchne policzki i pomlaskując przytem językiem, mówił nawpół do nas, nawpół do siebie:
»Z takich policzków warto dwa befsztyki na świeżem masełku usmażyć. Zlekka po wierzchu obrzuciłbym je struganym chrzanem i otoczyłbym wieńcem z rumianych, tymże masłem przepojonych kartofelków«.
Na to jeden ze starych marynarzy, uderzając się po żylastych udach, zawołał:
»Z takich udźców szynkę bym uwędził nie na zwykłym dymie, lecz na jałowcowym, gdyż ten ostatni dodaje osobliwego smaku, odsmaku i posmaku«.
Wówczas jeden z młodszych marynarzy, przyglądając się swym dłoniom kościstym, rzekł z uśmiechem zadowolenia:
»Dobry byłby ze mnie rosołek - rosołek na kościach z dodatkiem pietruchy, marchwi, selerów tudzież kilku wonnych liści kapuścianych«.
Zgadłem, że karły posiadały znajomość naszego języka, gdyż jeden z nich w stroju kucharza podbiegł do kapitana i do dwóch wspomnianych marynarzy i, poklepawszy ich po ramieniu, zawołał:
»Dalej, za mną do kuchni - mój befsztyczku, mój rosołku i moja szynko, jałowcowych dymów spragniona!«
Kapitan i dwaj marynarze usłużnie powstali ze swych miejsc i poszli w ślad za kucharzem. Nadaremnie wołałem ich po imieniu! Nie słyszeli, nie chcieli słyszeć mych wołań i przestróg! Szatański napój oszołomił ich w sposób tak dziwny, iż rozkoszą przejmowała ich sama myśl o tem, że będą użyci do smakowitych, przez nich samych obmyślonych potraw! Szli - upojeni swym losem, nieprzytomni od obłędnej radości, rumiani od wypitego trunku, który trucizną szału zaprawił ich krew.