Strona:PL Bolesław Leśmian-Przygody Sindbada żeglarza 121.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

»Czy jesteś jego żoną?« - spytałem.
»Tak« - szepnęła, spuszczając oczy.
»Czy poślubiłaś go z własnej woli?«
Dziewczyna znowu podniosła ku mnie swe turkusowe oczy.
»Nie! - odparła. - Zmusił mnie pod grozą śmierci«.
»Postanowiłem dzisiaj raz na zawsze opuścić tę osadę. Czy chcesz mi towarzyszyć w mej wędrówce?«
»Chcę!« - zawołała dziewczyna.
»Jestem dość kochliwy - mówiłem dalej - i bardzo być może, iż pokocham ciebie, gdy poznam bliżej. Trudno mi teraz zapewnić tobie moją miłość, ponieważ czarność twej twarzy przesłania mym oczom całkowity czar twej postaci, myślę jednak, że da się tę czarność odmyć lub odbarwić«.
»Nie da się« - szepnęła smutnie Armina.
»Czemu?« - spytałem.
»Potworny karzeł poczernił mię taką maścią, że wszelkie odmycie lub odbarwienie może mię o śmierć przyprawić. Rozwieję się w nic i zniknę ci z przed oczu, jako sen«.
Nic jej na to nie odpowiedziałem.
»Kiedyż zamierzasz opuścić osadę?« - rzekła po chwili.
»Jak tylko wieczór nastanie«.
»Czyś odmienił swój pomysł pierwotny, czy też mogę ci towarzyszyć w twej wędrówce pomimo, iż narzucona mi czarność cery przesłania twym oczom całkowity czar mej postaci?«
»Możesz mi towarzyszyć« - odrzekłem.
»O, Boże! - westchnęła dziewczyna. - Co ja pocznę, nieszczęśliwa! Jednemu przeszkadza moja białość, drugiemu zawadza moja czarność. Jeden mnie poczernił, drugi chce pobielić! Ten mię pobarwił, ów chce odbarwić! Same troski, same nieporozumienia!«
»Nie płacz, dziewczyno! - zawołałem z drzewa. - Nie wzdychaj tak ciężko i nie załamuj dłoni! Skoro wieczór nadejdzie, uciekniemy z osady i może uda się nam dotrzeć do jakiejś pięknej krainy, gdzie niema ani trosk, ani nieporozumień«.
Skoro wieczór nadszedł i pierwsza gwiazda ukazała się w niebiosach, wymknąłem się razem z Arminą do najbliższego lasu i, co tchu przebiegłszy las, wydostałem się na równinę a stamtąd na brzeg wyspy. Traf chciał, że jakiś okręt przygodny płynął opodal brzegu - w kie-