Strona:PL Bolesław Leśmian-Przygody Sindbada żeglarza 124.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Przede mną stała cudowna, biała jak alabaster, królewna. Wyciągnąłem ku niej dłonie, lecz nie podała mi swoich.
»Armino, czemu nie podajesz mi swych dłoni?»
Armina milczała.
Spojrzałem w jej oczy turkusowe, lecz z powodu nocnego mroku nie mogłem dojrzeć ich wyrazu.
Armina bielała coraz bardziej, bielała z każdą chwilą, bielała nieustannie, tak, iż wkońcu pokryła się dziwną, przeraźliwą białością.
»Armino! - szepnąłem znowu. - Co tobie? Czemu nic nie mówisz? Czemu jesteś tak przeraźliwie biała?«
Trwała nadal bez ruchu, wsparta o ścianę okrętu. Dotknąłem jej dłoni. Były zimne, jak lód. Dotknąłem czoła i powiek i ust... Zimne były usta, i powieki, i czoło... Zrozumiałem wszystko... Białość jej była białością trupią...
Mimo to - Armina wciąż jeszcze bielała. Postać jej stała się teraz niemal przezroczą i chwiała się od lada powiewu. Wreszcie postrzegłem, że to już nie Armina stoi przedemną, lecz jakaś dziwna, martwa, przejrzysta istota, utkana z nikłych, białych puchów kwietnych. Gwałtowny i nagły poryw wiatru w okamgnieniu rozwiał te puchy w nic, zdmuchnął je kędyś w powietrze, które natychmiast napełniło się czarowną, kwietną wonią. Wdychałem tę woń, powtarzając nieustannie:
»Armino! - Armino! - Armino!«...
Arminy już nie było.
Całą noc przepłakałem. Nazajutrz opowiedziałem załodze wszystko, co się stało. Stary i wytrawny marynarz rozpłakał się, jak dziecko.
»Bóg widzi, żem od pierwszego wejrzenia polubił tę dziewczynę! - rzekł z mocą. - Chciałem jej wyświadczyć przysługę, a pokrzywdziłem ją zgonem przedwczesnym. Mnieby tam niebardzo jej czarność przeszkadzała, ale stary jestem i wytrawny więc zaraz zmiarkowałem, że owa czarność stoi ci na zawadzie do poślubienia dziewczyny. Dlatego tylko doradziłem ci użycie maści, której zwrot, mówiąc nawiasem, jest mi wielce pożądany, mam bowiem żonę, której twarz od czasu do czasu czernieje, tedy dla elegancji - ilekroć wracam do domu - stosujemy tę maść należycie«.
Oddałem mu słoik z maścią, gdyż podniosłem go z pokładu, gdzie go dłoń Arminy uroniła.