Strona:PL Bolesław Leśmian-Przygody Sindbada żeglarza 143.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

i zgiełk tłumu świadczył o jakimś opłakanym stanie wspomnianego bohatera, postanowiłem przeto przedrzeć się przemocą przez tłumy aż do samego »miejsca wypadku«, aby w danym razie przyjść z pomocą memu wujowi.
Spiąłem konia ostrogami i, piersią końską torując sobie drogę, dotarłem do środka placu. Nie omyliły mnie moje przeczucia! Na samym środku placu z czupryną, rozwianą w cztery strony świata, z twarzą boleściwie pokurczoną i miejscami pobladłą, z dłońmi, nakształt dwojga rozszalałych pomioteł, wzniesionemi ku najdalszym przestworom niebieskim - stał, a raczej tkwił, a raczej sterczał męczeńsko wuj Tarabuk, jak posąg boleści, a raczej - jako przesadnie wyolbrzymiały w swej męczarni postrach na wróble! Oczy utkwił przed siebie - wdal, w nieskończoność - w bezbrzeż! Usta rozwarł tak szeroko, że chwilami robiły wrażenie bramy zajezdnej, a czasem - przeciwnie - wrażenie jakiejś zgoła samotnej, zbytecznej i niewiarogodnych rozmiarów litery O, jakgdyby ta litera była główną, a nawet jedyną literą alfabetu! Z wnętrza owej litery, a raczej z rozwartych ust wuja Tarabuka wyłaniały się dźwięki, podobne do tych, które wydają głuchoniemi w chwili, gdy chcąc podzielić się z kimkolwiek jakąś straszliwą, a wymagającą niezwykłego pośpiechu wiadomością. Zauważyłem nadomiar, iż czerwonoskóry nos wuja Tarabuka podrygiwał konwulsyjnie, jakby przerażony wyrazem reszty oblicza, z którem go tak ścisłe łączyły węzły pokrewieństwa!
Zeskoczyłem z konia i chwyciłem nieszczęsnego wuja za jedną z wyciągniętych ku niebiosom dłoni.
»Co się stało? - krzyknąłem z mocą. - Mów prędzej, co się stało?«
Te same, co uprzednio, dźwięki bezładnie i gromadnie wyrwały się z gardła nieszczęsnego wuja. Nabiegłe krwią gały jego oczu zwróciły się ku mnie, lecz nie poznały mojej osoby.
Rozejrzałem się dokoła, aby stwierdzić naocznie, jaki rodzaj klęski przytrafił się memu wujowi?
Na placu, który był miejscem tajemniczego wypadku, krzyżowały się cztery ulice, zdążające w cztery strony świata. W progu tych ulic ujrzałem kilka dziewcząt i poznałem w nich natychmiast - powiernice natchnień mego wuja. Obok każdej dziewczyny stał młodzieniec i rumak. W chwili, gdym to zobaczył, młodzieńcy dosiedli właśnie rumaków