Strona:PL Bolesław Leśmian-Przygody Sindbada żeglarza 155.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

»Więc powiadasz tedy, iż masz apetyt dostateczny? - spytał znów tłuścioch, siadając naprzeciwko i zacierając swe pulchne dłonie.
»Dostateczny, najzupełniej dostateczny! - zawołałem z mocą. - Nic mi nie brak, prócz jedzenia! Każda chwila zwłoki przyprawia mię o mdłości nieludzkie!«
»Cierpliwości, cierpliwości, człowieku w gorącej wodzie kąpany! - rzekł znowu tłuścioch, dobrodusznie pogłaskując swój potrójny podbródek. - Wszakże musimy uprzednio obmyśleć zespół oraz następstwo potraw. Chciałbym wiedzieć, co pragniesz spożyć najpierw, a co - potem? Przedewszystkiem jednak zawołam lokaja, aby nam co tchu nakrył do stołu«.
Mówiąc to, klasnął w dłonie tak, jakby na lokaja, a chociaż nikt się na owo klaśnięcie nie zjawił - zwrócił ku drzwiom swą pulchną twarz z takim wyrazem, jakby właśnie we drzwiach stał przywołany lokaj.
»Mój drogi Kalebasie - rzekł do urojonego w drzwiach lokaja - nakryj co prędzej do stołu, bo mamy gościa, którego pragnę uraczyć doskonałym obiadem tem bardziej, że mu nic nie brak, prócz jedzenia«.
W pierwszej chwili wydało mi się, że dobroduszny z pozoru tłuścioch jest warjatem, lecz natychmiast przyszło mi do głowy, iż jest poprostu miłośnikiem figlów, i postanowiłem, gwoli pozyskania na przyszłość jego względów i gościnności, przytakiwać owym figlom i wraz z nim udawać, iż wierzę najzupełniej w rzeczywistość urojonych przedmiotów.
»Bardzo mi się podobał z twarzy ów Kalebas - rzekłem poważnie - przypomina mi ogromnie pewnego starego i wytrawnego marynarza, którego spotkałem na okręcie podczas mej ostatniej podróży«.
»Jest to stary i wierny sługa - odpowiedział zarówno poważnie tłuścioch. - Cenię go i lubię za pośpiech, z jakim spełnia każde zlecenie. Czy nie uważasz, jak szybko nakrywa do stołu?«
»Podziwiam twą szybkość i usłużność, poczciwy Kalebasie - rzekłem, zwracając się do nieistniejącego lokaja i niezwłocznie, czyniąc w powietrzu dłonią taki ruch, jakim zazwyczaj wręcza się napiwki, dodałem głosem skromnym a uprzejmym: - Masz tu, mój drogi, tysiąc dukatów na rozgrzewkę. Jest to drobnostka, która ci się wszakże przyda«.
»Nie psuj mi służby zbytnią hojnością« - szepnął ukradkiem tłuścioch, pochylając się ku mnie i grożąc mi palcem na nosie.
»Stół już nakryty! - zawołałem, udając radość niezmierną. - Możemy teraz śmiało zażądać najwybredniejszych potraw! Nieprawdaż?«