Strona:PL Bolesław Leśmian-Przygody Sindbada żeglarza 156.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

»Od czego zaczniemy? - spytał tłuścioch, mrużąc oczy i udając głęboką zadumę. - Myślę, że najlepiej byłoby zacząć od jakiejś niewinnej przekąski w rodzaju sardynek w oliwie, które, ubłożywszy zlekka podniebienie, nie odebrałyby apetytu do dań następnych«.
»Zgoda!« - rzekłem, udając wesołość i zadowolenie. Tłuścioch znów klasnął w dłonie.
»Czy nie widzisz tam we drzwiach Kalebasa?« - spytał po chwili.
»Stoi tam już od minuty w oczekiwaniu twych zleceń« - odparłem.
Tłuścioch zwrócił głowę ku drzwiom.
»Poczciwy Kalebasie - rzekł z dobrodusznym uśmiechem - przynieś nam pudełko sardynek w oliwie, jeno duchem, bo gość ma apetyt wilczy i śpieszno mu do przekąski«.
»Nie jestem znów tak głodny, abym nie mógł chwili jednej zaczekać« - zauważyłem głosem niezwykle ugrzecznionym, udając pewnego rodzaju wstydliwość i zakłopotanie człowieka, który nie chce wyzyskiwać zbytniej gościnności gospodarza.
»Nie krępuj się, człowieku wstydliwy! - zawołał tłuścioch. - Żądaj czego tylko dusza twoja zapragnie! Uważaj mój dom za swój własny. Gościnność jest jedynym moim nałogiem. Ale otóż i sardynki zjawiły się już na stole. Błagam cię, człowieku wstrzemięźliwy, jedz, ile się zmieści! Czem chata bogata, tem rada!«
I, mówiąc to, tłuścioch swoją pulchną dłonią przysunął mi zręcznie i usłużnie nieistniejące zgoła pudło urojonych sardynek w niemniej urojonej oliwie.
Jąłem je wywlekać z pudła niewidzialnym widelcem i kłaść na niewidzialnym talerzu. Tłuścioch też, idąc za moim przykładem, wyciągnął widelcem jedną sardynkę, wsunął ją szybko do rozwartych zawczasu ust, przełknął, oblizał się i rzekł:
»Świeżuteńkie! Takich sardynek z pewnością nigdzie nie jadłeś. Każę je zaprawiać bobkowemi liśćmi i goździkami, aby w ten sposób ożywić i zaostrzyć mdły smak oliwy«.
»Przewyborne!« - zawołałem, udając, że przełykam - jedną po drugiej - urojone sardynki.
»Nie krępuj się, człowieku niedobry, i weź jeszcze - choćby kilka«.
»Już nie mogę, - doprawdy nie mogę!« - odmawiałem się z niezwykłem ugrzecznieniem.