Strona:PL Bolesław Leśmian-Przygody Sindbada żeglarza 167.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

rzeń - rzeczywistych i urojonych. Sprawia mi nawet przyjemność widok takiego, jak ty, potwora, który mi w życiu tyle klęsk przysporzył. Kocham nawet klęskę za to, że się stała cudownem, pełnem przygód wspomnieniem. Kocham wszystko, cokolwiek śnić się może i umie. Ty zaś umiesz śnić się doskonale, więc nie chcę się opierać twym pokusom. Kuś mię do nowych podróży. Czaruj mię nowemi obietnicami. Nie będę się przeciwił czarom. Nie będę unikał klęsk i niebezpieczeństw. We wszystkiem potrafię odnaleźć - szczęście, choćby przybrało na się postać potwornego karła, bezludnej wyspy, straszliwej burzy na morzu, rozbitego okrętu, lub samego Djabła Morskiego. Dręczy mię jedna tylko myśl, mianowicie ta, że mam wuja tatuowanego, który chce w testamencie przekazać mi okrutne prawo przedruku swych utworów na mojej własnej skórze«.
»Niestety! - zawołał Djabeł Morski, srebrząc się coraz rzęsiściej w świetle księżyca. - Niestety! wuj Tarabuk jest, mojem zdaniem, głównem źródłem twych smutków. Przechodząc koło pałacu, wstąpiłem po drodze do twego snu tylko w tym celu, aby pomówić z tobą o wuju Tarabuku i o jego chińskim przyjacielu. Mam dla ciebie więcej przyjaźni, niż sądzisz. Chcę cię ostrzec przed grożącem ci niebezpieczeństwem. Wuj Tarabuk i jego Chińczyk uknuli przeciw tobie spisek potajemny. Wuj Tarabuk boi się, że śmierć nagła i niespodziana zgładzi go ze świata i że po jego śmierci nie zechcesz skorzystać z przekazanego ci prawa przedruku. Byłby to cios dla starego dziwaka, gdyby jego utwory nie przeszły do potomności. To też wraz z Chińczykiem postanowił jeszcze za życia wypuścić w świat drugie wydanie swych dzieł. Domyślasz się chyba, co to znaczy? Otóż chce on za poradą Chińczyka upoić cię sennemi ziołami i - obezwładnionego w ten sposób - odpowiednio utatuować. O, biedny Sindbadzie! O, nieszczęśliwy Sindbadzie! O, wyjątkowo upośledzony losem Sindbadzie! Zmykaj co tchu ze swego pałacu! Wierzaj mi, iż stokroć lepsza jest wszelka klęska na morzu, niźli nagła strata ludzkiego wyglądu, do którego już nawykłeś i z którym zbyt już zżyłeś się przez cały szereg lat, spędzonych na ziemi«.
Słowa Djabła Morskiego napełniły mię przerażeniem. Przenikliwy dreszcz strachu wstrząsnął mem ciałem, pogrążonem we śnie. Wydało mi się nagle, iż największym moim wrogiem jest - wuj Tarabuk, a najlepszym przyjacielem - Djabeł Morski. Ton jego głosu był tak łagodny,