Strona:PL Bolesław Leśmian-Przygody Sindbada żeglarza 168.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

a treść każdego zdania tak przekonywająca, że byłem wkońcu wzruszony jego życzliwością.
»Kochany i wielce czcigodny potworze - rzekłem doń poufnie - będę posłuszny twym radom. Niechno tylko srebrny sen pierzchnie z mych powiek, a natychmiast wyruszę w podróż do krajów nieznanych«.
»Nie wymagam posłuszeństwa - odrzekł skromnie Djabeł Morski - ale w każdym razie jestem ci za nie wdzięczny. Muszę cię tylko uprzedzić, abyś, uchodząc z pałacu, zachował wszelkie ostrożności, albowiem wuj Tarabuk wraz ze swym straszliwym Chińczykiem będą śledzili twe kroki. Na wszelki przypadek daruję ci tę oto szkatułkę zaklętą. W razie pogoni i w chwili największego ze strony Chińczyka niebezpieczeństwa, otwórz ją, a znajdziesz na dnie zbawienną radę. Strzeż się jednak otwierać szkatułkę przed czasem, gdyż ciekowość[1] twoja będzie ukarana«.
Wziąłem do rąk podaną mi przez Djabła szkatułkę i przycisnąłem ją mocno do piersi.
»Muszę cię pożegnać i opuścić gościnne wnętrze twego snu - mówił dalej Djabeł Morski - zbliża się bowiem godzina połowu drobnych ryb, a jestem zapalonym rybakiem. A więc - dowidzenia!«

I Djabeł, skłoniwszy się, wybiegł z mego snu z wielkim pośpiechem, jak się wybiega z pokoju przez drzwi, lub z dziedzińca przez bramę. Sen mój zaczął zwolna i kolejno rozwiewać się, zanikać, aż wreszcie pierzchnął całkowicie. Jedna tylko szkatułka zaklęta nie rozwiała się i nie zanikła, lecz trwała nadal w mych dłoniach, gdym się ocknął. Patrzyłem na nią, jak na chwilowo zapóźnioną resztę snu, która nie zdążyła jeszcze, lub zapomniała zniknąć, i zdawało mi się, że lada mgnienie rozwieje się w nic, przypomniawszy sobie swą przynależność do snu. Wszakże szkatułka trwała nadal w mych dłoniach, na jawie, zdradząjąc[2] wszelkie cechy rzeczywistości. Pośpiesznie wdziałem na się ubranie, schowałem szkatułkę do kieszeni i udałem się do pokoju mego wuja. Wuj Tarabuk siedział w fotelu. Obok stał Chińczyk i przez lupę odczytywał na głos wujowi poemat p. t. »Zaloty«, wydrukowany na prawym policzku. Wuj lubił w ten sposób spędzać czas, wolny od innych zajęć. Z natężoną uwagą, z niekłamanym zachwytem i z żarliwą ciekawością słuchał własnego poematu, który Chińczyk odczytywał pilnie, głosem dobitnym i uroczystym.

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – ciekawość.
  2. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – zdradzając.