Strona:PL Bolesław Leśmian-Przygody Sindbada żeglarza 170.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

»Dowidzenia!« - zawołałem znowu, tym razem zwracając się do straszliwego Chińczyka.
»Dowidzenia, młodzieńcze! - odpowiedział Chińczyk z dziwnym uśmiechem na twarzy. - Szanuję w tobie śmiałego podróżnika i poszukiwacza cudów, lecz przedewszystkiem - jedynego spadkobiercę wielkiego poety, który obdarzył cię zaszczytnem prawem przedruku«.
Na wspomnienie »prawa przedruku« dreszcz lęku i wstrętu przeniknął mię od stóp do głów. Szybko wybiegłem z pokoju i tegoż jeszcze dnia wieczorem byłem już w Balsorze. Nad ranem wsiadłem na okręt i, gdy okręt odbił od brzegu, poczułem radosną ulgę na myśl, że się coraz bardziej oddalam od straszliwego Chińczyka.
Wprawdzie ani wuj Tarabuk, ani Chińczyk nie ścigali mię wcale, gdym do Balsory przed nimi uchodził. Tłumaczyłem to sobie tem, że wuj Tarabuk zbyt się przejął moją obietnicą wręczenia zaklętej królewnie wiadomego wiersza.
Nie przyszło mi nawet do głowy, iż Djabeł Morski znów mię w swych sieciach usidlił. Szkatułkę zaklętą miałem wciąż w kieszeni, ponieważ jednak dotąd ze strony Chińczyka i wuja nie groziło mi żadne niebezpieczeństwo, więc nie zajrzałem do jej wnętrza. Pamiętałem, iż grozi mi jakaś tajemnicza kara, jeśli ją bez potrzeby otworzę. Teraz wszakże - na pokładzie okrętu zaczęła mię dręczyć ciekawość, która z każdą chwilą wzrastała.
Okręt płynął chyżo. Zawiązałem rozmowę z marynarzami, którzy odrazu poczuli dla mnie przyjaźń wielką. Opowiadaliśmy sobie nazwajem swoje przygody na morzu, lecz byłem nieco roztargniony, gdyż korciła mię wciąż obecność w kieszeni owej szkatułki zaklętej. Nie wytrzymałem wreszcie i rzekłem do jednego ze starych i wytrawnych marynarzy:
»Ciekawy jestem, cobyś na mojem miejscu uczynił? Znajduję się bowiem w położeniu bardzo trudnem, a nawet dwuznacznem. Jeden z przyjaciół dał mi na drogę szkatułkę zaklętą. Tai ona w sobie radę zbawienną, lecz wolno mi ją otworzyć tylko w chwili wyraźnie określonego przezeń niebezpieczeństwa. Jeśli ją otworzę w innej chwili, czeka mię podobno jakaś kara, której mój przyjaciel nie nazwał po imieniu. Niebezpieczeństwo, o którem mowa, już minęło, a szkatułka tkwi wciąż w mojej kieszeni. Pożera mię poprostu taka ciekawość, że oddał-