Strona:PL Bolesław Leśmian-Przygody Sindbada żeglarza 172.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

»Oho! - zawołał stary i wytrawny marynarz. - Nie wiedziałem, że mamy na pokładzie takiego ptaszka, do którego sam Djabeł Morski pisuje listy poufne! Jak ci na imię, czcigodny podróżniku?«
»Sindbad« - odrzekłem głosem drżącym.
»Właśnie do Sindbada pisany jest ten list«.
»Nie zaprzeczam zgoła, że jest pisany do mnie«.
W tej chwili zbliżył się do nas kapitan i stary marynarz zwrócił się do niego.
»Niestety, kapitanie! - zawołał głosem grobowo złowieszczym. - Ów podróżnik, któremu na imię Sindbad, obarczył nasz pokład listem Djabła Morskiego. Obecność tego listu na okręcie wróży klęski i nieszczęścia. Musimy się co prędzej pozbyć i listu i jego właściciela. Ten ostatni mojem zdaniem jest narzeczonym córki Djabła Morskiego.
Kapitan zrozpaczony chwycił się za głowę.
»Na rany Boskie! - zawołał. - Za co tak wygórowane nieszczęście spada na mnie i mój okręt! Wrzućcie natychmiast list do morza, zaś temu podróżnikowi dajcie łódź, aby niezwłocznie odpłynął, kędy zechce, byleby opuścił nasz okręt«.
Stary i wytrawny marynarz wrzucił list do morza. List, jak zazwyczaj, pokurczył się, zamienił się w pianę i zniknął. Poczem spuszczono łódź na morze i dano mi do rąk dwa wiosła.
Zszedłem do łodzi po drabinie i powiosłowałem przed siebie, nie wiedząc, dokąd mam płynąć.
Okręt wkrótce zniknął mi z oczu. Zostałem sam w łodzi, na pełnem morzu, zdala od wszelkich lądów.
Nie mając kompasu, nie mogłem zgadnąć, w jakim płynę kierunku. Płynąłem na chybił - trafił w tej nadziei, iż natrafię wkońcu na jakiś ląd stały. Płynąłem w ten sposób trzy dni i trzy noce, aż dnia czwartego ukazały się mym oczom brzegi nieznanej wyspy.
Widok tych brzegów napełnił mię radością. Jąłem wiosłować pośpieszniej i wkrótce łódź moja uderzyła o zielone brzegi wyspy. Wyskoczyłem na brzeg. Stopy moje, stęsknione do lądu, z rozkoszą dotykały stałego gruntu. Wyspa była pokryta bujną roślinnością. Tysiące barwnych ptaków napełniało powietrze swym śpiewem.
Pobiegłem wesoło w gęstwę leśną w tej myśli, iż znajdę tam poddostatkiem owoców, którymi zaspokoję głód i pragnienie.