Strona:PL Bolesław Leśmian-Przygody Sindbada żeglarza 176.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

kie uczucia masz w chwili, gdy mię uderzasz piętami po biodrach?«
»Mam uczucia jeźdźca, który się niecierpliwi - odpowiedział staruch. - Lubię jazdę dla samej jazdy - bieg dla samego biegu, a przedewszystkiem lubię spadać komukolwiek na kark i ciążyć... Przyszedłem na świat po to, by ciążyć, być brzemieniem, i sprawia mi rozkosz chwila, gdy komuś zaciążę«.
»Czy lubisz ciążyć długo i bez miary, czy też umiarkowanie?« - spytałem, przeskakując zwinnie jakiś rów, spotkany na drodze.
»Długo i bez miary - odpowiedział staruch i, uderzając mię mocniej piętą po biodrach, dodał: - Galopem, mój kosiu, galopem, bo spragniony jestem lotu!«
»Przypuszczam - zauważyłem, galopując dość niedołężnie - przypuszczam, że prócz mnie posiadałeś w swem życiu jeszcze inne rumaki?«
»Posiadałem, mój kosiu, posiadałem! - odpowiedział staruch. - A właściwie nietyle posiadałem, ile dosiadałem w swem życiu ognistszych, rasowszych i krzepszych, niźli ty, bachmatów. Żaden z nich jednak nie mógł służyć mi dłużej nad trzy dni. Po trzech dniach każdy konał ze znużenia i przepracowania. Strata rumaka napełnia mię zawsze żalem i goryczą. Leżę wówczas bezsilny i schorzały na ziemi w oczekiwaniu nowego przybysza, który się zlituje nad moją starością bezradną. Natura bowiem tak mię stworzyła, że odzyskuję siły, wesołość i otuchę do życia tylko wtedy, gdy spadnę komukolwiek na kark«.
»Powiedz mi przynajmniej, dokąd teraz jedziesz? spytałem, czując znużenie i lęk na myśl o owych rumakach, które po trzech dniach usilnej pracy zazwyczaj konały. - Mam nadzieję, iż wkrótce skierujesz mój bieg do swego domu i wypocznę w jakiejkolwiek stajni u jakiegokolwiek żłobu«.
»Pozbądź się co prędzej tego rodzaju nadziei - odparł staruch. - Nie mam żadnego domu, a tembardziej stajni i żłobu. Mieszkam pod gołem niebem i o ile uda mi się dosiąść czyjegokolwiek karku, nie znam wytchnienia. Najwłaściwszym trybem mego życia jest jazda, nieustanna, nieprzerwalna jazda. Nie zatrzymuję się nigdzie i nigdy, nie zatrzymuję się dopóty, dopóki sama śmierć nie zatrzyma mego rumaka«.
Słowa te sprawiły, iż posmutniałem znacznie. Nie poniechałem jednak swego galopu. Biegłem wciąż, udając dobrego i bystrego konia.
Wszakże przyszła chwila, gdy się coś we mnie zaczęło buntować tak dalece, że uczyniłem w galopie kilka odruchów bezwiednych, a wielce