Strona:PL Bolesław Leśmian-Przygody Sindbada żeglarza 183.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

żywego wzgórza, które przez sen poruszało się zlekka od westchnień. Tłumy, przezeń wyśnione, wzdychały, gdy wzdychał - przecierały oczy, gdy on je dłonią przecierał - płakały, gdy on przez sen płakał.
»Wyjmij kwiat z zanadrza!« - rzekła królewna.
Wyjąłem kwiat, który płomienił się na swej łodydze.
»Zbliż się do króla!« - rzekła znowu królewna.
»Zbudź go - zbudź go - zbudź go!« - zawołały tłumy.
»Królewno! - zawołałem. - Pomyśl, co cię czeka? Przestaniesz istnieć i już cię nigdy nie będzie! Kocham cię i chcę cię poślubić! Wprowadzę cię do świata rzeczywistego, do rzeczywistych pałaców, do prawdziwych ogrodów, gdzie kwitną prawdziwe kwiaty i śpiewają prawdziwe ptaki!!«
»Oczy moje są ślepe na wszelką rzeczywistość, - odparła królewna - nie zobaczę tych cudów, które mi obiecujesz. Czyż nie rozumiesz, co to za męka - płakać w chwili, gdy król Mirakles przez sen płacze, i wzdychać, gdy on wzdycha, i uśmiechać się, gdy on się na widok swych zmór uśmiecha! O, pozwól nam rozwiać się - i zniknąć - i przestać być snem tego króla!«
»Zbudź go - zbudź go - zbudź go!« - zaszeptały znowu tłumy.
W tej chwili właśnie król Mirakles przez sen zapłakał. Gromadny płacz wstrząsnął całym tłumem i zwiewnem ciałem królewny. Nigdy nie słyszałem takiego płaczu! Dopiero teraz pojąłem całą rozpacz i mękę tych istot dziwacznych. Postanowiłem raz na zawsze przerwać ten płacz i tę mękę. Zbliżyłem się wręcz do olbrzymiego króla i uderzyłem go w twarz - płomiennym kwiatem, który znikł w tej chwili z mej dłoni. Jednocześnie - królewna Chryzeida - i tłumy - i cały gród zaklęty - rozwiały się w nic i znikły z oblicza ziemi.
Król Mirakles poruszył się, przetarł oczy i powstał na nogi.
Był tak olbrzymi i wysoki, że nie zauważył nawet mojej obecności.
»Jakże długo spałem! - rzekł sam do siebie. - Śnił mi się jakiś sen błękitny, lecz kędyś się podział ów sen? Gdzie jest królewna Chryzeida? Gdzie są pałace błękitne? Wszystko znikło bez śladu!«
Pośpiesznie oddaliłem się od ocknionego olbrzyma, gdyż właśnie spostrzegłem okręt, który płynął tuż koło brzegu. Dałem znak dłonią, i okręt zatrzymał się natychmiast.
Wbiegłem szybko na pokład i poradziłem kapitanowi, aby niezwłocznie odbił od brzegu, bałem się bowiem olbrzymiego króla.