Strona:PL Bolesław Leśmian-Przygody Sindbada żeglarza 192.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Śpiew olbrzymek napełnił nam piersi uczuciem lęku. Śpiew ten co raz wzmagał się i potężniał. Purpurowiec wciąż zbliżał się do naszego okrętu
»Panowie! - zawołał kapitan. - Za chwilę - czeka nas walka z olbrzymkami. Zapomniałem wam powiedzieć, że wzrok tych olbrzymek jest straszliwy. Rzadko kto może znieść płomienne pociski ich groźnych spojrzeń. Biada temu, kto stchórzy i, nie zniósłszy owych spojrzeń odwróci się tyłem do okrutnych posiadaczek Purpurowca! Olbrzymki bowiem w takiej chwili natychmiast wbiegają na pokład upatrzonego okrętu. Nie będą wszakże mogły opanować naszego okrętu, jeżeli nikt z załogi nie zdradzi lęku i nie odwróci oczu od ich straszliwych spojrzeń!«
»Słyszysz? - szepnąłem do ucha wujowi. - Słyszysz, drogi wuju? Cała sztuka walczenia z temi olbrzymkami polega na tem, aby patrzeć im prosto w oczy i nie odwracać się do nich plecami. Czy wytrzymasz ich wzrok?«
»Mam nadzieję, iż wytrzymam« - odpowiedział wuj Tarabuk.
»Panowie! - zawołał znowu kapitan. - Jestem pewien, że nikt z was nie stchórzy! W przeciwnym razie olbrzymki wezmą nas wszystkich do niewoli i sprzedadzą czarownikom na wyspie zaklętej!«
Purpurowiec wciąż się zbliżał. Olbrzymki już zaplotły swe warkocze i stanęły szeregiem na pokładzie Purpurowca. Oczy ich zaczęły błyskać, niby diamenty.
»Bardzo piękne mają oczy - zauważył szeptem wuj Tarabuk. - Dziwię się tym, którzy nie mogą znieść ich spojrzeń.
»Nie można ufać ich oczom - odrzekłem pośpiesznie. - Nie wiadomo, jakie czary i uroki kryją się w tych oczach napozór pięknych. Bardzo być może, iż z tych oczu wynikną nagle jakieś węże lub żmije jadowite.
Zaledwom tych słów domówił, wuj Tarabuk chwycił mię mocno za rękę i głosem zdławionym szepnął:
»Litości! już widzę złote żmije i węże, które wynikają z oczu tych wiedźm! O, spójrz, Sindbadzie! Żmije te pełzną po powietrzu wprost ku nam!«
W pierwszej chwili wydało mi się, że wuj Tarabuk majaczy. Lecz - niestety - nie było to majaczenie! Oczy olbrzymek rozwarły się naoścież i z ich tajemniczej głębi wynikały rzeczywiście jakieś ruchliwe i lotne żmije złocistej barwy. Wynikały wciąż - jedna za drugą i, kłębiąc się w powietrzu nocnem, płynęły ku nam. Wkrótce całe powietrze zaroiło