Strona:PL Bolesław Leśmian-Przygody Sindbada żeglarza 205.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Po godzinie wrócił na pokład - z twarzą zupełnie białą. Widok tej twarzy uradował mię bardzo, gdyż znów ujrzałem dawnego wuja.
»Jesteś teraz tak piękny, że nie mogę ci odmówić mojej ręki!« - zawołała Barabakasentoryna.
Po trzech miesiącach żeglugi stanęliśmy w porcie balsorskim, a stamtąd udaliśmy się do Bagdadu.
Nazajutrz w Bagdadzie odbyły się dwa śluby - mój z Arkelą i wuja Tarabuka z Barabakasentoryną.
Odtąd żyliśmy spokojnie w pałacu rodzinnym. Djabeł Morski już nie nawiedzał mię we śnie i nie kusił do podróży, ponieważ stałem się człowiekiem żonatym i poważnym.
Wuj Tarabuk od czasu do czasu próbuje pisać wiersze, ale Barabakasentoryna drze je na drobne kawałki, bo nie znosi poezji. Wuj pozwala jej na wszystko i nigdy się jej nie przeciwi.
Sam jej przynosi każdy świeżo napisany wiersz i mawia zazwyczaj:
»Moja droga Barabakasentoryńciu! Przynoszę ci tu wierszyk, abyś go mogła zawczasu zniszczyć«.
I Barabakasentoryna niszczy bezlitośnie utwory wuja.
Co do Chińczyka - ten, jak się okazało, posiadał niezwykły talent kulinarny. Wuj Tarabuk mianował go kucharzem pałacowym.

KONIEC