Strona:PL Bolesław Leśmian-Sad rozstajny.djvu/110

Ta strona została uwierzytelniona.

Bo w pazurach swobody, pozornie pastuszej,
W usilnem niewkraczaniu we własne bezedno —
Tkwi niejedna tortura i piekło nie jedno,
Godne nawet najbardziej nieśmiertelnej duszy!

On wie o tem — ów śmiały wróg samego siebie!
I tem właśnie, iż wszelkich poniechał zabiegów,
Gotuje nowe męki dla nowych szeregów
Czcicieli kół zaklętych i pląsów po niebie!...

Na wzór mężnych serafów haftując swe szaty
Dzwonnem złotem tryumfów, — ten truteń obłoczny,
Wsłuchany w swych upadków zwycięskie wiwaty,
Resztki nieba rad wyssać z kałuży pomrocznej!...

Bo, w zmierzch piekieł zużytych wzierając niechętnie,
Śni idylle niebiańskie, a chytrze swe lice
Odmładzając w błękitach, — pradawną różnicę
Między sobą a bogiem niweczy doszczętnie!...